Parszywa piątka - wrogowie moich dzieci

Skłamałabym mówiąc, że moje dzieci są swoimi przeciwieństwami. Że są jak ogień i woda. Nie są. W wielu aspekach widzę duże podobieństwa, w niektórych lekkie różnice. Jest jednak kilka obszarów, w których przybijają sobie piątkę. Biorąc pod uwagę fakt, że do wszystkich tych obszarów ich stosunek jest negatywny, nazwałam je parszywą piątką. Może moja pamięć już szwankuje, ale nie przypominam sobie sytuacji, żeby którykolwiek element z tej piątki został przyjęty bez buntu. Na szczęście zauważyłam również, że wrogość ta jest mocno uzależniona od wieku dziecka. Wniosek - pewnie kiedyś minie:) Pytanie tylko kiedy...


Poniżej parszywa piątka wrógów moich glutków.

Wróg nr 5 - CZERWONE ŚWIATŁO

Musiałam kiedyś pojechać taksówką ze swoimi dziaciakami. Nie pamiętam celu podróży, ale nie jest on ważny. Standardowa jazda po mieście. Młodzian miał coś pomiędzy 2 a 4 miesiące. Pamiętam, jak nauczona doświadczeniem prosiłam kierowcę, żeby robił co w jego mocy, aby omijać czerowne światła. Nie potraktował mnie poważnie. Dopiero przy pierwszym postoju, kiedy młody dał popis skali swojego głosu facet wziął sobie do serca moją prośbę. Jeżdząc własnym samochodem, mąż już przy Melisce posiadł zdolność minimalizowania zagrożeń sygnalizacji świetlnej. Na szczęście jeden i drugi glut zrozumiał już, że czerwone światła są częścią rzeczywistości, w jakiej przyszło im żyć. Oswoili lęki:) Ale łatwo nie było...
 
Wróg nr 4 - ŁÓŻECZKO

Łóżeczka, które mieliśmy dla dzieci, jak były jeszcze malutkie emitowały fale ultradzwiękowe, wyjątkowo przykre dla uszu niemowlaków. Albo wytwarzały skrajne temperatury, nieodczuwane przez dorosłych. Cokolwiek to było, moje dzieci były na to wyjątkowo wrażliwe. Każda próba przekroczenia magicznej granicy zetknięcia ich ciałka z materacem i zabrania moich rąk kończyła się gwałtowną pobudką. A później oczywiście awanturą. Nie odkryłam broni stosowanej przez łóżeczko, dlatego szybko wyciągnęłam białą flagę. Poddałam się. Zabrałam dzieciaki z pola bitwy. Azyl znalazły w rodzicowych pieleszach. Może walka z łóżkiem dla starszych dzieci będzie łatwiejsza.


Wróg nr 3 - ŚLINIAK 

Ubrania są po to, żeby je brudzić. Zastanawiające, że kolejne pokolenia rodziców dalej tego nie rozumieją. Skoro mają się zabrudzić, to idiotyzmem jest je przed tych chronić. Śliniaki zatem są ewidentnym pogwałceniem natury ubrań. I dzieci to wiedzą! Moje na pewno, a już młodsze traci cierpliwość w edukacji mamy w tym zakresie. Córka była bardziej wyrozumiała. Nie przeszkadzało jej bardzo, że dzięki obecności śliniaka zdarzały się dni kończone przez ubrania w zupełnej czystości. Syn ma duszę nauczyciela, który bije linijką po otwartej dłoni. Chcesz założyć śliniak? Ok, ale bądź świadoma tego, że ta miska z zupką może zaraz gwałtownie wylądować na ziemi i na moich spodniach. 

Wróg nr 2 - SKARPETKI

Rozumiem - poznajecie świat wszystkimi zmysłami, także dotyku. Dotknięcie stopy o podłoże jest naturalne, odprężające, rozwijające. Nawet dorośli to lubią, serio! Ale na miłość boską, czy musicie ściągać te skarpetki ZAWSZE!? W pięć sekund po tym, jak je założę (czas, kiedy mama się odwróci i nie zauważy, że skarpetki poszły w kąt). A później zaczyna się zabawa: bieganie na bosaka po kamieniach, kałużach, mokrej trawie, betonie...

Wróg nr 1 - KOŁDRA

Podobno pies, który kładzie pysk na karku drugiego psa pokazuje mu dominację. Tamten albo się na nią zgadza i stoi jak sparaliżowany, albo od razu reaguje agresją. Może w pierwszych latach naszego życia, działając instynktownie, kierujemy się podobnymi mechanizmami zachowań? Nie wiem czemu za pole do ćwiczeń moje dzieci wybrały kołdrę. Minuty dominacji kołdy nad nogami moich dzieci są bardzo krótkie. Później to dzieciaki przejmują władzę. I o ile mama tego nie zauważy i nie skróci dyktatorskich zapędów, mogłoby tak być całą noc.




Komentarze