Człowiek uczy się na własnych błędach. I uczy się tego przez całe życie.
Teoria nie przećwiczona na własnej skórze nigdy nie będzie tak skuteczna, jak
przeżyte doświadczenie. Miałam okazję przekonać się o tym na początku naszych
ostatnich wakacji. Brak przezorności o mało nie doprowadził do zakończenia podróży
i konieczności szybkiego powrotu do Polski. Ale od początku…
Był to ostatni z kilku dni odpoczynku w greckiej Kavali. Odpoczywaliśmy, zwiedzaliśmy,
pływaliśmy w morzu. Tego dnia, po wymeldowaniu się z mieszkania, pojechaliśmy jeszcze na plażę. Dzieciaki szalały w wodzie, my
razem z nimi. Było sielsko-anielsko. Chciałam, żeby czas się zatrzymał.
Niestety biegł nieubłaganie i po wygłupach w morzu przyszła kolej na zbieranie
ręczników i szykowanie się do drogi. Mieliśmy tego dnia do pokonania ok. 450 km
- z Kavali do Stambułu. Porównując do dystansów, jakie robiliśmy samochodem
dziennie od momentu wyjazdu z Polski, to było właściwie nic. Do tego
wiedzieliśmy, że droga jest świetna i będziemy mogli jechać bez problemów.
Postanowiliśmy więc posilić się jeszcze przed wyjazdem. Greckie owoce morze
śniły mi się po nocach. Znaleźliśmy cudowne miejsce nad samym morzem. Piękna
restauracja położona zaraz przy kameralnej, ukrytej nieco w zatoczce plaży. Byłam
zachwycona. Jedzenie smakiem dorównywało widokom. Było idealnie, ale znowu ten
czas. Płynął coraz szybciej. Musieliśmy ruszać w drogę.
Idziemy do samochodu. Ostatnie poprawki bagażu i układanie rzeczy przed
drogą. I zdjęcie. Tutaj jest tak pięknie! Zrobię ostatnie zdjęcie. Melisa w
samochodzie. Teoś przy samochodzie pomiędzy mną a tatą. I nagle trzask. I płacz, a właściwie
krzyk. Zatrzaśnięte drzwi samochodu a w nich palec Teosia. Serce mi
stanęło. Po jasną cholerę chciałam zrobić to zdjęcie?! Ale przecież to był
ułamek sekundy. Bałagan w głowie.
Otwieram drzwi. Serce stanęło mi po raz drugi. Kciuk fioletowy, płaski,
wygięty w „zetkę”. Złamany. Boże, myślałam, żeby tylko nie zmiażdżony. Co
teraz? Po drodze na plażę widziałam znak „hospital”. Coś mnie tknęło wówczas,
żeby go zapamiętać. Szybko do męża, że wiem gdzie jest szpital. Ruszamy.
Zdziwiło mnie, że Teoś po pierwszym krzyku przestał płakać. Dziecko pewnie było
tak samo przerażone sytuacją jak my. Dojechaliśmy w miarę szybko. Jedyna pani,
która mówiła po angielsku, akurat stała przed izbą przyjęć paląc papierosa. Usłyszała,
że jesteśmy obcokrajowcami i od razu się nami zajęła. Pierwsze kroki
skierowaliśmy oczywiście do rejestracji. Paszport, wypełnienie danych i pytanie:
„Blue card?”… Blue card!!! Dlaczego ja nie mam karty EKUZ! Przecież to takie
oczywiste, że muszę ją mieć. Jedziesz z dziećmi kobieto, jak mogłaś nie
załatwić Europejskiej Karty Ubezpieczenia Zdrowotnego?! W swojej pracy masz
ciągły kontakt z lekarzami, musisz takie rzeczy wiedzieć! I wiem! W teori. Usprawiedliwienie,
że jesteśmy tylko przejazdem, bo w Turcji dzieci już mają ubezpieczenie nic nie
wniosły do tamtej sytuacji. Wyjeżdżając z dziećmi nawet na krótko za granicę
trzeba mieć ubezpieczenie, bo nigdy nie wiadomo, kiedy twój syn czy córka
postanowi zatrzasnąć drzwi samochodu na własnym kciuku!
Wpadłam w panikę. Co robić? Jeśli się okaże, że potrzebna jest operacja? Jechać
szybko do szpitala w Stambule czy zostać tutaj? W Stambule lepiej dogadamy się z
lekarzami, znamy kraj, więc oczywiste jest, że w tamtym szpitalu będziemy czuć
się pewniej, ale najważniejsze jest dobro dziecka. Jaki scenariusz będzie dla
niego najbezpieczniejszy i najlepszy? Pani z rejestracji widziała moje
przerażenie i zaczęła uspokajać, że najpierw i tak musimy zobaczyć co z tym
paluchem, a potem razem z lekarzami zadecydujemy. RTG wszystko wyjaśni.
Zdjęcie dostałam do ręki i miałam iść z nim do lekarza. Nie wytrzymałam
jednak i sama je wcześniej obejrzałam. Wszystko było na swoim miejscu! Jak to
możliwe, nie mam pojęcia. Palec cały! Bez najmniejszego pęknięcia. Lekarz
potwierdził moje przypuszczenia. Kazał robić zimne okłady, uspokoić się i dalej
cieszyć czasem z dziećmi. Miałam więcej szczęścia niż rozumu. Inaczej nie można
podsumować tej sytuacji.
Nauczki na przyszłość jednak
pozostały.
Pierwsza: nie znasz dnia ani godziny. Dziecku
krzywda może się stać w ułamku sekundy twojej nieuwagi. Wiem, że wypadki się
zdarzają, ale trzeba być zawsze czujnym i przezornym. Moja czujność i
przezorność w tamtym momencie nie zadziałała.
Druga: przy wyjazdach z dziećmi za granicę,
zawsze trzeba mieć ze sobą ubezpieczenie medyczne. To, że załatwia się je przy
dłuższych wyprawach jest oczywiste. Ja potraktowałam drogę z Polski do Turcji
(w obu krajach dzieci są ubezpieczone), jako krótką trasę. Ot, taki tranzyt.
Wyskoczymy z Polski, zaraz będziemy w Turcji. Co może zdarzyć się w międzyczasie? Jak pokazało życie, może zdarzyć się trochę, a nawet całkiem sporo. Obiecałam
sobie, że jak tylko wrócimy do kraju zajmę się wyrobieniem Europejskiej Karty
Ubezpieczenia Zdrowotnego (EKUZ).
Jak wyrobić EKUZ i do czego
nas uprawnia?
EKUZ jest bezpłatną kartą, dzięki której przebywając tymczasowo za granicą
we wszystkich 28 krajach członkowskich Unii Europejskiej, a także w Islandii,
Norwegii, Szwajcarii i Lichtensteinie, mamy dostęp do usług podstawowej opieki
zdrowotnej. Karta zapewnia nam taki sam dostęp do służby medycznej, jak
obywatelom państwa, w którym przebywamy. Jeśli więc dana usługa jest bezpłatna,
my również możemy z niej skorzystać za darmo. Jeśli jest płatna, zapłacimy za
nią tak samo jak wszyscy inni obywatele tego kraju. Należy jednak pamiętać, że EKUZ
nie jest alternatywą dla ubezpieczenia podróży. Nie pokryje nam kosztów prywatnej
opieki medycznej ani kosztów leczenia, jeśli leczenie właśnie jest celem naszego wyjazdu.
Aby otrzymać kartę musimy mieć w Polsce państwowe ubezpieczenie medyczne.
To jedyny warunek, jaki należy spełnić. Ważną informacją jest również to, że z
EKUZ mogą korzystać obcokrajowcy mieszkający w Polsce, którzy objęci są
państwowym systemem ubezpieczeń zdrowotnych. Jedyne ograniczenie w ich przypadku
jest takie, że ich EKUZ nie będzie miał zastosowania w Danii, Islandii,
Norwegii, Szwajcarii i Lichtensteinie.
Kartę wydaje krajowy zakład ubezpieczeń społecznych. W Polsce jest to NFZ. Wystarczy
wypełnić wniosek i wysłać go (można również mailowo), lub złożyć osobiście w
oddziale wojewódzkim NFZ. To tyle! Dzieci kartę mogą otrzymać na 5 lat, dorośli
głównie na 1,5 roku.
Wniosek do pobrania oraz więcej szczegółowych informacji o karcie znalazłam
na stronie Narodowego Funduszu Zdrowia: http://www.nfz.gov.pl/dla-pacjenta/zalatw-sprawe-krok-po-kroku/jak-wyrobic-karte-ekuz/
Koniec końców nasza sytuacja skończyła się szczęśliwie. Palec nie dał więcej
o sobie znać. W drodze do Turcji młodzian nawet nie zapłakał. W szpitalu
natomiast zapłaciłam śmieszne pieniądze (ok. 3 euro) za zdjęcie RTG. Nikomu
jednak nie życzę takiego stresu. Lekcję na przyszłość odrobiłam.
PS. Karty już mam. Leżą i czekają na kolejne wyprawy. Oby tylko szczęśliwe :)
PS. Karty już mam. Leżą i czekają na kolejne wyprawy. Oby tylko szczęśliwe :)
Komentarze