Święta po turecku

Święta Bożego Narodzenia nie wyglądałyby prawdopodobnie tak, jak je we współczesnych czasach obchodzimy, gdyby nie pewne wydarzenie, które miało miejsce bardzo dawno temu na terenach dzisiejszej Turcji. I nie chodzi o błahostkę, a o symbol niosący za sobą jedną z piękniejszych idei tego magicznego okresu. Dzięki niemu co roku uśmiech pojawia się na milionach twarzy, a dla nas jest dowodem na to, że więcej nas łączy niż dzieli.


Czy Wy w ogóle obchodzicie Święta? - już dwa razy w tym sezonie usłyszałam to pytanie. Obchodzimy. I nie tylko Bożego Narodzenia, ale wszystkie, które pojawiają się w obu kulturach. Nie ma jednak co udawać - święta są tym czasem, kiedy najmocniej odczuwamy różnice wynikająca z naszych korzeni. Serca nie oszukasz - mimo szczerych chęci, żadne z nas nie jest w stanie w pełni wczuć się w klimat i poczuć emocje, dzięki którym ten czas jest tak wyjątkowy dla drugiej połówki. Nauczyliśmy się wzajemnie co dana uroczystość znaczy, jakie są związane z nią tradycje, zwyczaje i obyczaje, jak powinniśmy się w tym okresie zachować. Na poziomie emocjonalnym staraliśmy się je polubić, co jest pierwszym krokiem do wykrzesania z siebie głębszych i bardziej żarliwych emocji. Nie w każdym przypadku to się jednak udało. 

Miliony igieł - miliony wymówek

Pamiętam początkowe kręcenie nosem mojego męża na choinkę bożonarodzeniową. Miliony igieł na podłodze, ubieranie, później rozbieranie... I prezenty. "A co może być złego w prezentach" - można by pomyśleć. W samych upominkach niby nic, natomiast próbę ich zdobycie w grudniu w centrach handlowych można porównać do walki o przetrwanie. Tutaj się z nim zgadzam. A karp?! I do tego jeszcze, o zgrozo, w galarecie! 

Próbowałam różnych metod, żeby zaszczepić w nim choć odrobinę tej magii, jaką ja przypisuję Bożemu Narodzeniu. Kupiłam mu książkę z opowiadaniami bożonarodzeniowymi, licząc na to, że przeniosą go do krainy Świętego Mikołaja. Wciskałam bombki do ręki i zmuszałam do ubierania choinki, myśląc że to pokocha. Ciągnęłam po nieszczęsnych centrach handlowych wyszukując prezentów dla całej rodziny. Im bardziej mi zależało, tym bardziej on stawał okoniem. 

List sprzed wieków

Pewnego dnia, nie pamiętam dokładnie jak dawno temu, przyszedł do domu i wręczył mi metalową tubkę z wieczkiem u góry. Otwórz i czytaj. Otworzyłam. W środku znajdował się zwój papieru. Rozwinęłam i zaczęłam czytać. Opisana na niej była taka oto historia. 

….
Dawno, dawno temu w odległej Licji, mieście Mira, przyszedł na świat chłopiec. Jego rodzice byli zamożnymi ludźmi, więc chłopcu niczego nie brakowało. Miał przy tym dobre serce i umiał dzielić się z potrzebującymi. Kiedy chłopiec podrósł i stał się młodym mężczyzną, jego bogaty, chytry i zawistny sąsiad popadł w skrajną biedę. Nie miał nawet na jedzenie, dlatego zdecydował, że sprzeda swoje trzy córki! Usłyszawszy to nasz bohater postanowił im pomóc. Nocami zakradał się do okna sąsiada i wrzucał mu sakiewki ze złotem na posag dla córek. Ktoś słyszał podobno, że jedna z sakiewek przypadkiem trafiła do skarpety sąsiada suszącej się przy palenisku. Dzięki tym podarunkom mężczyzna mógł wydać córki za mąż a sam żyć na godnym poziomie. Siostry nie były jedynymi osobami, które doświadczyły dobroci i pomocy młodzieńca. Z czasem został on biskupem Miry i cały swój majątek przeznaczył potrzebującym. Wieść o jego dobrym sercu rozniosła się szeroko, również poza granicami miasta a historia jego uczynków pozostała na długo w ludzkiej pamięci. Biskup zmarł 6 grudnia 345 r. (inne źródła mówią o roku 352). Na imię miał Mikołaj.
…..

Tak brzmi część legendy o Świętym Mikołaju, który był pierwowzorem brzuchatego pana w czerwonym wdzianku znanego nam obecnie. Widzisz, Święty Mikołaj pochodził z Turcji! Wiedziałaś o tym? - radość na tworzy mojego męża mieszała się z dumą. Przyniósł mi kilka takich tubek i kazał rozdać rodzinie i znajomym.

I wtedy zadziała się magia😊 I ubrał choinkę bez marudzenia, i zaskoczył mnie prezentem pod nią. Nawet karp przestał być straszny. Baaa…. bardzo go polubił. Okazało się, że aby móc celebrować ten czas na równi z nami, musiał odnaleźć w nim coś mu bliskiego. Coś, z czym mógł się identyfikować, co nawiązywało do jego korzeni, miejsca, które ukształtowało go na takiego człowieka, jakim obecnie jest. Święta nie są już czasem, w którym musi się dostosować do obcych mu zwyczajów. Ma w nich swój ważny akcent.

Ta sytuacja po raz kolejny pokazała nam, że im lepiej się poznajemy, tym więcej zauważamy rzeczy, które nas łączą a nie dzielą. Wystarczą tylko chęci do poszukiwań i cierpliwość, gdyż niekiedy znalezienie rozwiązania wymaga czasu.


Komentarze